Rano przeprawiamy się promem przez Dunaj w bułgarskim Vidin do Calafat. Rumunia trochę mnie przygnębiła, stare ale w sumie ładnie budownictwo, jednak widać, że to zubożały kraj.
Droga już coraz bardziej mnie męczyła, a pogoda była coraz gorsza, co raz mocniej padał deszcz. Już chciałam być w domu, marzyłam o ciepłym łóżeczku i porządnej kąpieli, ale niestety ciągle jeszcze było daleko do domu. Jednak myśl, że dnia następnego mogę być już w domu dodawała mi sił.
Po drodze mijaliśmy cygańskie wioski, gdzie dzieci boso chodziły po ulicach i wchodziły wprost pod kółka samochodów. Żebrały o wszystko o kasę, jedzenie...
Pod wieczór musieliśmy zrobić kolejny kilkugodzinny postój więc tradycyjnie udaliśmy się na spoczynek w takiej samej konfiguracji jak noc wcześniej........... :)