Dojeżdżamy do granicy z Albanią. Kierowca miał z lekka problem aby nas przewieźć przez granicę ale w końcu się udaje.
Zaraz za stacją benzynową kończy się asfalt. Droga jak widać jest remontowana. Tam gdzie nie ma asfaltu, droga usypana jest z kamyków. I tak przez najbliższe 30 km, aż do samej Szkodry.
Miasto znajduje się zaraz przy granicy z Czarnogórą, więc było naszym pierwszym przystankiem. Podobno, mówi się że „Shkodër jest duszą Albanii”.
Choć samo miasto nie jest zbyt okazałe, w wyniku trzęsienia ziemi w 1979 roku, wiele budynków ze starej zabudowy zostało zniszczonych. Zastępowano stare, wąskie uliczki, szerokimi traktami i otaczano je masywnymi brzydkimi budynkami.
Miasto leży nad jeziorem Szkoderskim, największym jeziorem na Bałkanach. W okolicy miasta znajduje się zamek Rozafa.
Może kilka słów o twierdzy Rozafa.
Na cytadelę wiedzie brukowana droga do bramy głównej.
Twierdza była rozbudowywana i przebudowywana przez kolejnych władców tych ziem Albańczyków, Wenecjan i Turków.
Zamek posiada trzy dziedzińce, są tu pozostałości cysterny, w której gromadzono wodę na czas oblężenia, magazyny, loch oraz cerkiew, przebudowana później na meczet.
Z twierdzy rozpościera się piękny widok na miasto, rzeki Drin i Bura, oraz leżące nieco dalej jezioro.
Z weekipedii:
Legenda, opisana w serbskiej ludowej pieśni epickiej "Budowanie Skadra", mówi o trzech braciach Mrniawczewiczach, którzy postanowili wznieść zamek.
Pracowali cały dzień, ale ściany zawaliły się w nocy. Mądry starzec doradził im, by poświęcili ludzkie życie, aby budowla mogła przetrwać.
Bracia, po długich sporach, zdecydowali, iż ofiarą będzie żona jednego z nich: ta, która jako pierwsza przyniesie im posiłek następnego dnia.
Oczywiście mieli niczego nie zdradzać swoim małżonkom, jednak w nocy dwóch spośród nich -- król Wukaszyn i wojewoda Uglesza -- ostrzegło swoje kobiety.
Tylko uczciwy Gojka nic nie powiedział, a jego młoda żona Rozafa zgodziła się, by zamurowano ją żywcem w ścianie fortecy.
Martwiąc się o ich małego synka, poprosiła jedynie, by otoczyć ją murem w taki sposób, aby jej prawe oko mogło widzieć niemowlę, prawa ręka je głaskać, prawa stopa bujać kołyską, a prawa pierś -- karmić.
Wieść niesie, że mleko nadal wypływa z jednej ze ścian w zamku.
Jeszcze klika zdjęć z twierdzy.
Następnym naszym etapem jest zwiedzanie miasta Shkoder w którym panuje chyba typowy dla tego miasta rozgardiasz.
Po ulicach kręci się mnóstwo ludzi i samochodów, które jeżdżą jak chcą. Ogólny chaos, ale podoba mi się ten dziki kraj.
Przechodzimy tuż obok meczetu zbudowanego w 1995 za pieniądze saudyjskiego szejka Zamila w miejscu wcześniejszego meczetu, zburzonego przez komunistów.
Po zwiedzeniu udajemy się do kawiarni na piwko. Oj w tym upale piwko było zbawienne. Po piweczku wychodząc z kawiarni podszedł do nas ochroniarz, który koniecznie chciał sobie z nami zrobić zdjęcie.
Pomału postanawiamy wracać, bo czeka na nas kierowca. Podziwiamy jeszcze roślinność.
Wracając do Czarnogóry zatrzymujemy się przy jednym z bunkrów. Jest tu ich w Albanii około 600 tys, jak i również mnóstwo schronów, niektóre przerobione na knajpki i dyskoteki.
Wyjazd krótki ale bardzo intensywny.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Ulcinj i udajemy się na pyszną obiado-kolację, a następnie zwiedzamy tą urokliwą miejscowość.