Wczesnym rankiem po zaplanowaniu trasy, wyruszyliśmy na najbardziej wysunięty na zachód półwysep Gramvousa, w okolicach którego rozciąga się bajkowa zatoka Balos. Laguna Balos jest z pewnością najczęściej fotografowaną plażą na Krecie. Tak dla informacji, kilkanaście lat temu Lagunę Balos odwiedzili książę Karol i księżna Diana prywatnym jachtem.
Można tu dojechać samochodem bądź promem z portu Kissamos albo uprawiając trekking.
My oczywiście trasę tą pokonaliśmy wypożyczonym samochodem. Jeśli jedziecie od strony Chanii, to po minięciu Kissamos, zjeżdżacie z głównej drogi i krętymi bocznymi ale jeszcze asfaltowymi drogami kierujecie się na widoczny w oddali górzysty półwysep. Po przejechaniu 2-3 km u nasady półwyspu asfalt się kończy i zaczyna droga szutrowa. Najpierw szeroka, potem coraz bardziej się zwęża i pnie pod górę. Niekiedy bywa bardzo stromo, z prawej strony jest urwisko, a w dole piękna turkusowa woda. Droga nie należała do rewelacyjnych, ale za to widoki były powalające. Po około 8 km dojeżdża się do niewielkiego parkingu na którym przywitały nas kozy, które chodziły po maskach samochodów. Z dozą zaniepokojenia zostawiliśmy samochód na parkingu....
Po zabraniu najpotrzebniejszych rzeczy do przejścia mieliśmy jeszcze około 1 km w stronę podobno, bajecznej laguny Balos. Początek po płaskiej ścieżce, jeszcze bez widoku na miejsce, gdzie zamierzamy dotrzeć. W końcu ukazał się nam panoramiczny widok na Balos i wyspę Gramvousa Imeri. Widok był zniewalający i zapierał dech w piersiach. Pierwsze co rzuca się w oczy to kolor wody. Nie mówię, tu o zwykłym, pięknym błękicie. Kolor w lagunie jest wielobarwny. Od turkusowego, aż do soczystego szafiru.
Pierwszy raz poczułam się jak w raju, trochę zwiedziłam plaż na świecie, ale żadna nie wywarła na mnie tak wielkiego wrażenia. Być może było to spowodowane tym, że zobaczyłam ją z góry.
Plaża miała biały piasek a w wielu miejscach różowawy kolor stworzony z milinów pokruszonych muszelek. Głębokość wody w morzu była od kostek do pasa w najgłębszym miejscu. Ponoć obszar ten jest schronieniem dla żółwia morskiego Caretta.
Dzięki temu, że jesteśmy tu, tuż przed sezonem i dość wcześnie rano to mamy ten przywilej, że na plaży jest zaledwie kilka osób. Niestety tak piękna chwila ginie w momencie kiedy nad brzeg przypływa prom, z którego wysiada mnóstwo turystów, którzy po godzinnym rejsie w oparach procentów piwa i wina przybyli na plaże. Żal było opuszczać tak piękne miejsce, ale spokój i klimat prysł w jednej chwili.
Po 2 godzinach totalnego leniuchowania i upojenia się cudownymi widokami, postanowiliśmy pojechać w dalszą drogę. Trzeba było się jeszcze spiąć w górę po kamiennych schodach aby dotrzeć do samochodu. Słoneczko nie odpuszczało. Wybierając się na plażę Balos trzeba pamiętać o kupnie wody do picia i nakryciu głowy.
Po dotarciu do samochodu ruszyliśmy na kolejną piękną plażę Falassarne