Ponoć jest takie przysłowie "kto na skróty chodzi ten do domu nie wraca". W zasadzie możemy się do niego odnieść, bo gdyby nie trzeźwość umysłu, to moglibyśmy tu zostać na dobre.
O co chodzi, no oczywiście jak sama nazwa mówi "skrót", szybciej być w danym miejscu ale nie koniecznie bezpieczniej i pewne, że się będzie. Z zatoki Balos chcieliśmy się dostać przez góry do Falassarny. Początek drogi nie zapowiadał szybkiego końca. Wyjechać się dało ale gorzej było już ze zjazdem. Droga szutrowa, wyboje, kamienie, dziury aż w końcu jednak stwierdziliśmy, że nie ma co się pchać, mimo, że plażę już widzieliśmy z góry. Trzeba było zawrócić, a w zasadzie wycofać, bo o zawróceniu nie było nawet mowy. Ciężko było ale Marek jest świetnym kierowcą. Dał radę. Wróciliśmy na drogę asfaltową i jak przystało pojechaliśmy jak trzeba.
Plaża Pachia Amos bo tak się nazywa, leży w północno -zachodniej części Krety. Jest długa i przede wszystkim szeroka. W roku 2002 zdobyła tytuł najlepszej plaży w Grecji. Samochód zaparkowaliśmy na parkingu tuż przy samej plaży. Parking jest dość spory i bez problemu każdy znajdzie tu miejsce dla siebie.
Falasarna rozciąga się wzdłuż otwartego morza, dlatego woda jest tu nieco chłodniejsza i tym razem nie zachęcała nas do kąpieli. Tym bardziej, że wiał dość silny wiatr, który powodował bardzo wysokie fale. Turystów było jak na lekarstwo i znowu plaża praktycznie była cała nasza.
Nie mniej jednak warto tu zostać, aż do godzin wieczornych, by móc rozkoszować się pięknym zachodem słońca. My jednak ze względu na to, że nasze żołądki już się domagały jedzenia pojechaliśmy do naszej Tawerny poleconej przez przyjaciela.
Jednym słowem powróciliśmy w okolice Stavros