Poranek, jak zwykle piękny i słoneczny. Gotowi do wyjazdu. Przed nami ciekawa i dość trudna droga. Jedziemy do Chora Sfakion. Odległość od Stavros to około 85 km. Droga znajduje się w górach, jest piękna i szeroka zachęca do szybkiej jazdy, jednak czuje się na niej pewien respekt. Niezliczona ilość zakrętów, powoduje, że trasa jest bardzo ciekawa i trzymająca kierowcę w napięciu. I oczywiście kozy, które mają swój kodeks drogowy. Trzeba mieć oczy w okół głowy. W wielu miejscach droga wcina się w górskie zbocza i bywa przysypywana skalnymi odłamkami odpadającymi od stromych ścian. Jeszcze kilka lat temu przejazd drogą był bardzo niebezpieczny. Trzeba również uważać na lokalnych kierowców, którzy jeżdżą szybciej i lubią wyprzedzać w niebezpiecznych miejscach. Droga prowadzi wzdłuż kilku wąwozów. Obecnie znaczna część nawierzchni jest odnowiona, a wydrążone 3 tunele pozwoliły ominąć kilka niebezpiecznych ciasnych zakrętów. Warto zatrzymać się na jednym z parkingów by podziwiać piękną panoramę, jaka rozpościera się w tym miejscu na Morze Libijskie.
Powiem tak nigdzie, nie przejechałam tyle serpentyn co tutaj na Krecie. W końcu dotarliśmy do niewielkiej miejscowości położonej na południowym wybrzeżu Krety, do Chora Sfakion. Miejscowość ta dzięki swojemu położeniu, dawniej stanowiła strategiczny punkt w walce z najeźdźcami - zarówno Turkami jak i Wenecjanami.
W miasteczku znajdują się dwa porty oraz skaliste wybrzeże z niewielkimi plażami w zatoczkach, które zapewnią spokojny, wypoczynek.
Zwiedziliśmy sobie tą niewielką miejscowość, a potem udaliśmy się do z jednej z tawern aby wypić kawusie. Następnie udaliśmy się w naszą dalszą drogę do Matali