Wcześnie rano obudził mnie telefon z Polski od znajomego, który zaproponował tira, który jest w drodze do Istambułu po owoce cytrusowe.
Miałam dosłownie 5 min na zastanowienie się, od razu zapytałam czy jest opcja, że pojadę nim z Maciejem.
Oczywiście, mój znajomy Jerzy wziął to od początku pod uwagę. Decyzja była krótka, że decydujemy się na powrót do Polski tirem. Wcześniej jeszcze zorientowaliśmy się czy aby na pewno żaden samolot nie leci w kierunku Polski.
Dostałam tel do kierowcy tira i bezpośrednio zadzwoniliśmy do niego aby wstępnie się umówić. Był to młody chłopak o imieniu Wojciech. Podał nam nr autostrady i godzinę o której powinien pojawić się przy wjeździe na autostradę gdzie pobiera się opłatę.
Po śniadaniu w hotelu busem powróciliśmy na lotnisko. Znaleźliśmy punkt informacyjny i poprosiliśmy o mapę, na której znaleźliśmy nr autostrady z której mamy zostać zabrani. Zamówiliśmy za nasze ostatnie dolary taksówkę i pojechaliśmy w stronę autostrady.
Taksówkarz pomógł mi przenieść bagaże na płytę autostrady. Maciej w tym czasie próbował uporać się ze swoim bagażem. Nie długo musieliśmy czekać jak podszedł do nas ktoś kto pilnował porządku. Natychmiast kazał nam zejść z płyty. Po krótkiej chwili i próbie dogadania się nadjechał ów wyczekiwany TIR z polskimi numerami rejestracyjnymi. Poczułam jakbym była już w domu.
Wyszedł z niego młody chłopak i z uśmiechem na twarzy zapytał czy jesteśmy gotowi na długą podróż......
Prawie miałam łzy w oczach. Zakomunikował nam jednak, że albo musimy z nim zaczekać do wtorku po towar czyli jeszcze dwa dni, albo pojedziemy do Grecji pod Saloniki po ryż. Czekaliśmy na wiadomość z korporacji. Po telefonie padło słowo Saloniki.
I tak zaczęła się nasza długa droga do domu, po drodze zatrzymaliśmy się aby coś zjeść.
Po godzinie 15.00 przekroczyliśmy granicę turecko -grecką. Jechało się wygodnie, widoki były równie piękne. Wymienialiśmy się z Maciejem miejscami, raz ja siedziałam z przodu obok kierowcy a raz z tyłu na leżance. Kierowca po 9 godzinach jazdy musiał mieć sporą przerwę w jeździe, więc zatrzymaliśmy się na jednym z parkingów. Poczęstował nas bigosem który podgrzał na palniku, był dobrze zaopatrzony a my go z lekka objedliśmy.
Spanie wyglądało dość ciekawie, Wojtek kierowca na górnym łóżku, a my na dolnym po przekątnej.