Około godziny 15 przekroczyliśmy granicę Słowacji. Wykonałam już kilkanaście telefonów do Polski z informacją, że się zbliżam......
W Koszycach czekali na nas rodzice Macieja. Kiedy przesiadłam się do ich samochodu osobowego poczułam jakbym znalazła się w puszce pandory. Ciasno, zero widoczności jakaś masakra......
Po tych kilku dniach jazdy w tirze zmieniło mi się pole widzenia :)
Miło było poznać rodziców Maćka, oni łaknęli od nas wiadomości a my oboje jakby zeszło z nas powietrze......
Patrzyłam przez okno na ciągle zasypane śniegiem góry, mijaliśmy je i pomimo, brzydkiej pogody cieszył mnie ich widok.