Poranek w Agadirze nie zachwyca – słońce za mgłą, ale jest ciepło. Śniadanie w hotelu w stylu bufetu szwedzkiego: mortadela, ser żółty, pomidory, jajka na twardo, sok pomarańczowy, kawa. Słodkie bułeczki pomijam – to nie dla mnie.
Po śniadaniu, o 8 rano, mamy zbiórkę przed hotelem. Podstawiony autokar jest nowoczesny, z wygodnymi siedzeniami i delikatną klimatyzacją. Nasza przewodniczka, pani Martyna, imponuje wiedzą o Maroku, a dwaj kierowcy zapewniają nam komfortową podróż. Grupa zróżnicowana wiekowo, ale już wydaje się sympatyczna.
A więc ahoj przygodo...
Jeszcze w Agadirze ruszamy na Górę Kazba. Wyjeżdżamy na jej szczyt i mamy szczęście, że widać prawie całą plażę, port, marinę i zabudowę Agadiru, co między 8 a 9 rano rzadko się zdarza. Wokół pełno tubylców próbujących zarobić na różne sposoby – od przejażdżek na wielbłądzie, przez pozowanie z kozą, po sprzedaż marokańskich suwenirów. Biedne te zwierzęta, przypominają mi owieczkę, z którą kiedyś po Krupówkach chodził góral. Na szczęście Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami się tym zainteresowało i już tego nie praktykują.
Widok ze wzgórza jest niezapomniany. Napisy „Bóg, Ojczyzna, Król” na zboczu góry nocą są pięknie podświetlone, a teraz w świetle dziennym robią równie duże wrażenie. Agadir, z jego nowoczesną zabudową, łączy w sobie historię i nowoczesność, co sprawia, że jest wyjątkowym miejscem na mapie Maroka.