Około 19:30 jesteśmy przy budynku służby ratowniczej. Mirmił jeszcze nie dojechał, więc idziemy tuż za płot do restauracji aby coś zjeść i napić się piwa.
Po pół godzinie jest już nasza ekipa oprócz Wiktora, który pojechał na motorze zwiedzać inne tereny.
My jedziemy ponownie nad jezioro Inguri tylko tym razem na drugi brzeg. Tam rozbijamy nasz obóz i palimy ognisko.
Jezioro Inguri samo w sobie piękne, ale Gruzini nie potrafią dbać o porządek. Pełno śmieci, butelek towarzyszyło nam na naszym miejscu biwakowym.
Wczesnym rankiem słoneczko wygania nas z namiotu bo dość porządnie przyświeca. Robimy sobie kąpielową ucztę, po naszej wyprawie w góry to jak wymarzony rarytas.
Czekamy na Wiktora, ale nie daje znaku życia, jego telefon milczy. Postanawiamy wyruszyć w dalszą trasę. Zostawiamy mu na rozjeździe dróg wiadomość na znaku drogowym.
Jedziemy do Tianeti. To piękny malowniczy region, bardzo podobny do naszych Bieszczad. Mamy nadzieję, że ją dojrzy i do nas bardzo szybko dołączy.