Zjeżdżamy z przełęczy i jedziemy nad rzekę rozbić obóz. W końcu choć raz udaje się nam go rozbić za dnia.
Jedziemy jeszcze po drobne zakupy do pobliskiej miejscowości. Marek tradycyjnie rozbija namiot a ja zabieram się za rozpalenie ogniska.
Drzewa jest pod dostatkiem starczy na całą noc. Po tak wspaniałym dniu postanawiamy go również miło zakończyć. Zaopatrzenie jest dość spore, więc będzie się działo ;D
Imprezka nieźle się rozkręciła, co poniektórzy nawet nie trafiają do namiotu :D
W nocy padał deszcz i była burza, która trochę nas postraszyła.
Poranek ciężki przynajmniej dla mnie :-[ ale trzeba było się spiąć bo przed nami kolejny dzień zwiedzania,
śniadanie jakoś nie wchodzi ale zmuszam się na siłę.
Na zdjęciach pokazałam jakie piękne dwie ślicznotki nam towarzyszyły przy śniadaniu ;)