A to nasza rezydencja, byliśmy tam sami.
Cudowny spokój, z dala od zgiełku, tłumu ludzi, nie lubię molochów, nie potrzeba nam było basenu, na co po co, przecież jest morze.
Jest super.
A to nasz Theodoros, tak został nazwany przeze mnie, z racji miejscowości w której się znajdowaliśmy.
Codziennie mogłam sobie z nim porozmawiać, miał jeszcze, albo dwójkę dzieci albo dwie panienki, ale to okazało się dopiero później.
Fajna miejscówka cisza, spokój i drzewo oliwkowe tylko miał dla siebie.