To już mój ostatni dzień w Emiratach. Żal wyjeżdżać ale urlop się kończy i trzeba powrócić do pracy.
Ostatnie zakupy zrobione, torby, walizka spakowana. Zastanawiam się tylko jak oni mnie wpuszczą z takim bagażem na odprawie bo to ponad 54 kg, jakaś masakra.
Kto tyle nakupował, serwety, koszulki, chustki, kilka par butów i inne bibeloty :), ale nie ukrywam, że ceny były rewelacyjne więc żal było nie kupić. Zdziwicie się ale to prawda, w niektórych sklepach można było kupić naprawdę za psie pieniądze super ciuchy.
Godzina odjazdu nadeszła, czekała mnie jeszcze podróż do Dubaju bo stamtąd miałam samolot do Istambułu i dalej do Warszawy. Pożegnałam się ze znajomymi, których poznałam w Abu Dhabi, a rodzinka o godz. 22 zawiozła mnie do Dubaju. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na szklane domy i uderzyliśmy na lotnisko. Wylot mam o 1.35 czasu emirackiego, na lotnisku jestem około dwóch godz. wcześniej.
Idę na odprawę serce mi wali jak młot bo okazuje się, że wylatując z Dubaju mogę mieć tylko 30 kg bagażu, przylatując tutaj mogłam mieć 40 kg. Kobieta wkłada na taśmę oba moje bagaże i mówi że mam za dużo. Edyta sprytnie zabiera mój plecak który mam na plecach jeszcze jako bagaż podręczny i odchodzi z nim. Kobieta mnie pyta czy mam jeszcze oprócz tego bagażu coś więcej pokazuje jej puste ręce. Dzwoni gdzieś i po chwili zaczyna naklejać naklejki na moje bagaże. Odetchnęłam z ulgą bo nie mało by mnie to kosztowało.
Wracam do Edyty z uśmiechem na twarzy, uff ciężko było ale się udało.
W końcu musiałam i siebie odprawić, więc ostatnie uściski z rodzinką i udaję się na odprawę. Tam już idzie gładko.
Czekam na samolot, z małym opóźnieniem wchodzę na pokład samolotu. Lot przebiega bez problemów, o godz. 7.40 jestem na lotnisku w Istambule. Następny samolot mam za dwie godziny