W czwartek rano o 10:38 pociągiem TLK jadę do Warszawy. Różnica w cenie biletu TLK a Inter City jest kolosalna, a czasowo wychodzi prawie na to samo. Dlatego wybieram ta godz odjazdu, a 100 zł mam w kieszeni.
No więc sobie jadę..........
Do Warszawy dojeżdżam na 13:35, podróż mija szybko, nawet nie zdążyłam przejrzeć całego przewodnika po Maroku.
W Wawie spotykam się koleżanką, idziemy na kawę i naleśniki. Ja jednak zostaje przy samej kawie.
Po godz. 17 ze Złotych Tarasów odbiera mnie kuzynka z którą właśnie wybieram się na wyprawę.
Wieczór mija przy lampce wina, Agata robi jeszcze lekkie przepakowanie, gdyż jej walizka w porównaniu do mojej pęka w szwach.
Ja z racji tego, że jeżdżę na motorze jako pasażer, umiem spakować się na 10 dni do jednego kufra, więc jestem bardzo ekonomiczna.
Dnia następnego o godz. 8:30 jedziemy na lotnisko, pogoda tragiczna, zimno i na dodatek pada deszcz. Już na samą myśl cieszę się, że przede mną marokańskie słoneczko.