Jedziemy na przełęcz Zazar, z której pięknie widać szczyt Ailama. Marek z Wiktorem jadą za nami.
Trasa jest imponująca, niezwykle szybko zmienia się tu rzeźba terenu i roślinność. Na początku jedziemy wzdłuż lasów i łąk w dole gdzieś tam płynie rzeka. Im wyżej droga zaczyna się wznosić tym jest bardziej malownicza. Zielone zbocza gór, górski potok, idealna, wymarzona wręcz cisza i spokój. Namawiam Mirmiła abyśmy się zatrzymali, koniecznie trzeba zrobić zdjęcia w takim miejscu.
Wysiadamy z samochodu i łapiemy głęboki oddech. Za kilka chwil dojeżdżają chłopacy. Robimy sobie sesję zdjęciową.
Po nasyceniu oka pięknymi widokami, zjeżdżamy w dół z przełęczy pod sam lodowiec, chłopacy na motocyklach śmigają pierwsi.
Zresztą mamy się dopiero spotkać nad jeziorem Szaori.
W między czasie za nim my dojedziemy, mają znaleźć fajne miejsce na obozowisko. Tym razem już musimy mieć dostęp do drzewa, aby rozpalić ognisko, bo smak na pieczoną kiełbaskę jest coraz większy.
Lodowiec robi wrażenie, potężne zwały śniegu leżą u podnóża gór.
Po drodze zjeżdżając w dół spotykamy parkę Polaków na rowerach. Powiem szczerze patrząc na trasę jaką przebyliśmy samochodem jestem pełna podziwu dla nich. To jakaś masakra tam podjechać pod górę.
Mirmił pokazuje im jaką mają drogę do przebycia...
Dojeżdżamy do wodopoju, mnie ta woda jednak nie smakuje i ma niemiły zapach, ale jest zdatna do picia. Bogdan napełnia butelki na czarną godzinę.
Dojeżdżamy do mostu, nad brzegiem rzeki siedzi parka, a obok stoją dwa rowery, to pewnie kolejni Polacy. Zatrzymujemy się na chwilę aby rozprostować nogi.