Kolejnego dnia jedziemy zwiedzić Neapol, który nie wiem z czego jest bardziej słynny z tego, że jest tam tak brudno, czy z tego
że jest tak piękny.
Można go pokochać lub znienawidzić, obiecać sobie, że nigdy się tam nie powróci lub wracać czując ciągły niedosyt.
Jest położony nad piękną zatoką, a za czasów starożytnych był wychwalany przez poetów i malarzy jako jedno z najpiękniejszych i błogosławionych miejsc na ziemi.
Tak było kiedyś, niestety przestępczość, bieda, zanieczyszczenie środowiska i chaos sprawiły, że od lat 90 XX w. panują tu warunki wręcz odstraszające turystów, jednak każdy znajdzie tutaj coś dla siebie.
Do dzisiaj można oglądać suszące się prania na balkonach, na sznurkach tuż przy chodnikach, na płotach, gdzie się tylko da.
Natomiast śmieci w samym centrum rosną do rangi wielkiego śmietniska.
Idziemy nad skaliste pasmo górskie spływające w lazurową taflę Morza Tyrreńskiego, które nadaje miejscu szczególny charakter.
Po drodze jadąc autokarem mijamy Castel Dell’Ovo, to twierdza na małej wysepce w Zatoce Neapolitańskiej połączonej ze stałym lądem stumetrową groblą.
Miejsce to ma coś wspólnego z jajkami? Zamek jajeczny ;)
Otóż według starej legendy, do budowy jego fundamentów dodano magiczne jajko rzymskiego poety Wergiliusza. Dzięki temu, zamek miał stać się niezniszczalny.
Następnie zwiedzamy zamek królewski, oraz Bazylikę Św. Franciszka z Paoli przypominającą do złudzenia rzymski Panteon, galerię handlową, którą można nazwać jako "dzieło sztuki", bo imponuje swoim kształtem, rozmiarem i wystrojem wnętrz.
To miejsce wyjątkowe, które zachwyca turystów z każdego kraju.
Powstała w 1847 roku. Dzisiaj tworzą ją sklepiki i kawiarenki i restauracje oraz małe galerie artystyczne.